Od czasu ciąży wróciłam do starych przyzwyczajeń, a są nimi konkursy. Moja przygoda z konkursami zaczęła się od znalezionego przypadkowo pod łóżkiem kuponu na nadmuchiwany fotel. Został tam, samotny, po imprezie pożegnalnej, bo czas był opuścić akademik i zacząć normalne, dorosłe życie. Wypadł z paczki chipsów i czekał na realizację. Mam go do dziś. Oczywiście fotel, a nie kupon. Czas szybko pokazał, że życie to nie 50 twarzy Grey'a i praca nie przychodzi od razu po obronie pracy magisterskiej, a dyplom może i ładnie wygląda, ale wart zachodu nie jest. Wróciłam do domu, zbyt dorosła, by wyciągać rękę po pieniądze do rodziców, zbyt niedoświadczona, by dostać pracę. Przestałam spać, bo wizja przyszłości spędzała mi sen z powiek. Pewnej nocy odpaliłam komputer i znalazłam stronę e-konkursy. Szybko okazało się, że ubrania, bilety do kina, na koncerty, kosmetyki i drobne AGD można zdobywać talentami, którymi nie są pieniądze. Satysfakcja też się liczyła, bo miło widzieć siebie w